sobota, 30 marca 2013

Święta, święta... czas na jajca :)

Choć w tym roku jakoś nie czuję magii świąt, (nawet z koszyczkiem pojechałam samochodem, bo było straszne błoto) to tradycyjnie musiałam wyjąć wydmuszki i ozdobić kilka jajeczek.

Moja metoda jest dość czasochłonna, ale za to bardzo oryginalna i piękna. Na co dzień haftuję, więc zostaje mi bardzo wiele skrawków mulin, które nie zawsze potem się przydają. Wpadłam na pomysł, żeby wykorzystać ją do okręcania jajek.


Wszelkie dodatki, kwiatki, sznurki, tasiemki kupiłam w pasmanterii, w sumie to w kilku różnych pasmanteriach. Wybór jest ogromny i często aż sama nie wiedziałam na co się zdecydować. Tym sposobem mam tyle dodatków i kwiatków, że starczy mi na zrobienie jajek dla całej rodziny i jeszcze znajomych. 























Część ozdobionych jajeczek zawiesiłam na kolorowych gałązkach, a część poukładałam na sianku w koszyczku, aby zdobiły Wielkanocny stół.

Wykonanie jednego jajka zajmuje około 30 minut, w zależności od wprawy. Z każą kolejną wydmuszką szło mi coraz szybciej i wychodziło coraz lepiej.



Z okazji Świąt Wielkanocnych chciałabym Wam życzyć wielu radości, dużo zdrowia, spełnienia marzeń oraz wielu spotkań w gronie najbliższych i smacznego jajka!

czwartek, 28 marca 2013

Kwietniowy Shape

No i zrobiło się wiosennie nie tylko w kalendarzu, ale także w magazynie Shape. Z okładki bije tytuł: WIOSENNY POWER i aż chce się wyjść z domu i poruszać na świeżym powietrzu. Tylko temperatura jeszcze nas nie rozpieszcza, u mnie chyba dziś rano było nawet poniżej 0 stopni. Mam jednak nadzieję, że już po Świętach zrobi się o wiele cieplej i przyjemniej.

Z okładki uśmiecha się do nas Ewa Farna, która prezentuje swoją figurę po 4 miesiącach akcji "Bitwa o figurę" i muszę przyznać, że jej brzuch prezentuje się imponująco. Mam nadzieję, że to autentyczne zdjęcie a nie zasługa PhotoShop'a. Ewa schudła 8 kilo i w wywiadzie opowiada jak zmieniło się jej samopoczucie. Obiecuje także, że nie przestanie trenować, bo zostało jej jeszcze kilka rzeczy do poprawienia. Na kolejnej stronie piosenkarka wraz z trenerką Joanną Brzezńską pokazuje kilka ćwiczeń z wykorzystaniem GYMSTICK (ale o tym będzie osobny post).


W dalszej części magazynu moją uwagę przykuła okładka książki Ewy Chodakowskiej oraz ona sama w rubryce "Jak one to robią".  Dodatkowo można wziąć udział w konkursie i wygrać dzięki Shape 5 egzemplarzy książki Ewy.

I JESZCZE JEDNA WIELKA NIESPODZIANKA !
WRAZ Z MAJOWYM NUMEREM SHAPE, CZYLI JUŻ ZA MIESIĄC UKAŻE SIĘ KOLEJNA PŁYTA EWY.
Fanki będą zachwycone!

 

Nadal pozostajemy w klimatach wiosennych i jak to w kwietniu bywa wypada już wyjąć rower, rolki, kijki Nordic Walking i ruszyć w plener. Shape radzi jak przygotować rower na kolejny sezon, jaki sprzęt wybrać, gdzie jeździć i ile kalorii spali się podczas spokojnej, a także intensywnej jazdy. Dodatkowo w artykule "Czas na rower" zaprezentowany został plan ćwiczeń PLYOFITcamp, który łączy ruchy skocznościowe ze wzmacniającymi oraz aktywnością kardio. Także dziewczyny WSKAKUJEMY NA ROWER!



Moje szczególne zainteresowanie wzbudził także tekst "Sześciopak w 21 dni". Od razu nasunęła mi się myśl, że to niemożliwe. Już przecież tyle miesięcy ćwiczę z Ewą Chodakowską i dalej męczę się z fałdkami na brzuchu. Jednak od jakiegoś czasu szukałam jakiś ćwiczeń skupiających się głównie na brzuchu. I Shape ze swoim treningiem wbił się idealnie w moje oczekiwania. Nie liczę oczywiście na tytułowy sześciopak, ale spróbować nie zaszkodzi tym bardziej, że ćwiczenia wyglądają zachęcajo.


Żeby był efekt autorzy zalecają wykonanie 3 serii każdego ćwiczenia, przynajmniej 4 razy w tygodniu. Długość jednego powtórzenia to 45 sekund.
Do wykonania treningu będziemy potrzebować piłki do siatkówki oraz steppera, ławeczki lub czegoś przypominającego ławeczkę. Myślę, że ćwiczenia są dość fajne i ja na pewno je wypróbuję. 



 
W dziale KUCHNIA bardzo ciekawie zapowiada się tytuł "jedne zakupy obiady na 7 dni", na pewno, gdy wieczorem zasiądę do dokładniejszej lektury, uda mi się znaleźć jakiś ciekawy przepis dla siebie. Możemy także przeczytać o słynnym efekcie jo-jo oraz o tym jak go uniknąć po diecie. A dla Pań walczących z cellulietem obszerny artykuł "Ciało idealne na wiosnę".

Zachęcam do wybrania się do kiosku, lektura w sam raz po świątecznym obżarstwie :) 
 

 

wtorek, 26 marca 2013

Dzięki Stevii nie słodzę herbaty :)

źródło: www.zeberka.pl
Moją największą zmorą był cukier i słodycze, które podjadałam każdego dnia. Bardzo długo szukałam alternatywy dla sztucznych słodzików, które dosypywałam do herbaty, kawy itp., bo jak wiadomo zdrowe one nie są. Czymś jednak zawsze tą herbatę musiałam słodzić, nie wyobrażałam sobie, że mogłabym pić gorzką i się jeszcze nią delektować. 

Trafiłam jakiś czas temu na artykuł na temat Stevii, jej naturalnej słodyczy, pozyskiwanej z magicznej roślinki. Postanowiłam kupić, spróbować i troszkę ją przetestować. Wszyscy naokoło bardzo ją chwalili, jest modna wśród celebrytów i osób na diecie, które nie potrafią zrezygnować z cukru. Więcej o Stevii pisałam <tutaj>.  

Zamówiłam ją w sklepie internetowym w postaci malutkich tableteczek do złudzenia przypominających zwykły słodzik oraz w płynie, proszku i naturalnych zmielonych liściach.

źródło: www.natura24.pl

źródło: www.natura24.pl
 

 Muszę szczerze przyznać, że Stevia strasznie mnie rozczarowała:
  • tabletki nie rozpuszczają się tak dobrze jak słodzik i trzeba kilkukrotnie przemieszać herbatę łyżeczką;
  • w napoju wyczuwalny jest dziwny słodki posmak, herbata nie jest równomiernie słodka tylko miejscami jest bardziej słodka tak jakby tabletka nie rozpuściła się idealnie (nie wiem dokładnie jak to opisać );
  • napój zmienia smak, herbata nie smakuje już jak zawsze i mimo tego iż dodawałam tylko jedną tabletkę Stevii to wyraźnie ją czułam;
Tym sposobem przestałam całkowicie słodzić herbatę, a do kawy dodaję odrobinę cukru trzcinowego. Teraz z perspektywy czasu zastanawiam się po co ja właściwie tyle lat słodziłam herbatę. Dopiero napar bez cukru potrafi idealnie odkryć swój aromat i ukazać głębie. Dodatkowo przestawiłam się z torebek na herbatę liściastą, głównie czerwoną, kupowaną na wagę.

Testowałam także Stevię w płynie i w proszku, dodawałam ją do kakao oraz do budyniu. W obu przypadkach smak był dziwny, budyń mi nie smakował kompletnie, a kakao dało się wypić, ale szału też nie było.

Nie wiem czy tylko ja mam tak złe doświadczenia z zachwalaną powszechnie Stevią czy po prostu to kwestia przyzwyczajenia. Moja siostra i tata też próbowali słodzić nią herbatę i też szybko zrezygnowali, więc wydaje mi się, że coś dziwnego w tej roślince jest. Miałam jeszcze upiec ciasto i wrzucić do niego Stevię zamiast cukru, ale po budyniu skutecznie się zniechęciłam i dalej nie eksperymentowałam. 

Co prawda do słodzenia herbaty już nie powrócę, ale mam jeszcze zamiar przetestować Ksylitol, może on lepiej przypadnie mi do gustu i całkowicie zastąpi cukier, nawet w wypiekach i deserach.

niedziela, 24 marca 2013

Rzeżucha - moc witamin na wiosnę

 Kalendarzowa wiosna nadeszła, a wraz z nią w sklepach pojawiły się nasionka rzeżuchy, które przed Świętami Wielkanocnymi znikają w ekspresowym tempie. Uległam i ja i kupiłam jedno opakowanie z zamiarem wysiania na wacie. Coś mi się kiedyś obiło o uszy, że rzeżucha fajnie wygląda w skorupkach jajek i może być świetną dekoracją stołu. Obiło mi się także o uszy, że nasionka rosną około 10 dni, więc wysiałam je już w tamtym tygodniu i niestety zrobiłam to o co najmniej tydzień za wcześnie. Ale nic straconego, we wtorek przygotuję kolejną porcję skorupek i śliczne zielone roślinki będą gotowe akurat na świąteczny stół.




















Większość jajeczek została już wyjedzona przez domowników, ale jeszcze coś udało mi się sfotografować. 

Rzeżucha znana też jako pieprzyca, pochodzi z północno-wschodniej Afryki i południowo-zachodniej Azji. Do Europy dotarła w starożytności, uprawiano ją w Grecji i w Rzymie. W starożytnym Egipcie była cenioną rośliną przeznaczoną jako prezent dla faraonów spoczywających w piramidach. W starożytnej Europie roślina ta wykorzystywana była do celów leczniczych jako środek pobudzający, poprawiający urodę i regulujący zaburzenia tarczycy. Do Polski rzeżucha dotarła w XV wieku. Rzeżucha jest jednym z symboli Wielkanocny. Tradycyjnie wysiewamy ją na Wielkanoc, ale warto o niej pamiętać przez cały rok. 


Jest bogata w łatwo przyswajany jod, ponadto zawiera pewne ilości witamin: A, B1, B2, E, PP oraz siarkę, chrom, potas, mangan, magnez i wapń. Jedzenie rzeżuchy zalecane jest osobom cierpiącym na cukrzycę (obniża poziom cukru we krwi, zaś zawarty w niej chrom wspomaga prawidłową pracę trzustki), osteoporozę (ze względu na wapń i mangan), anemię, dolegliwości tarczycy, chorobę wieńcową, reumatyzm, mających kłopoty z krążeniem, z problemami skórnymi i z paznokciami. Rzeżucha ma właściwości oczyszczające nasz organizm, poprawia apetyt i wspomaga trawienie. Działa dezynfekująco na jamę ustną i układ pokarmowy. 
( źródło: www.odzywianie.info.pl)




środa, 20 marca 2013

Plan treningowy na najbliższe dni

źródło: www.istockphoto.com
Muszę się pochwalić, że udało mi się zmobilizować moją drugą połówkę do ćwiczeń. Trenujemy razem od prawie miesiąca i chociaż nie wszystko mu wychodzi tak na 100% to i tak strasznie się cieszę, że mój kanapowy leniuch (bardziej podoba mi się ang. couch potato) wziął się za siebie i choć 3 razy w tygodniu wykonuje Skalpel.  Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak długą drogę już przeszłam i zdałam sobie sprawę, że Skalpel już mnie aż tak mocno nie męczy. 




Gdy patrzę jak mój partner ledwo sapie, a ja się dopiero zaczynam rozgrzewać, czuję zadowolenie z siebie i wiem, że zrobiłam kawał dobrej roboty. Te wspólne ćwiczenia okazały się świetnym pomysłem na wspólne spędzanie wieczorów, razem zawsze ćwiczy się weselej no i można nawzajem się motywować. 

Są też niestety minusy takich wspólnych treningów:
  • Zauważyłam, że znowu odpuściłam inne programy Ewy na rzecz Skalpela. Chcąc ćwiczyć wspólnie dostosowałam się do możliwości partnera i tym samym zapomniałam, że ja już muszę dawać z siebie o wiele więcej, żeby mieć widoczne efekty. Po Skalpelu bolą mnie mięśnie i jestem ogólnie zmęczona, ale zdaję sobie sprawę, że się nie rozwijam. Wspólnie ćwiczymy 3 razy w tygodniu plus sama robię jeszcze treningi w dwa inne dni, tak żeby przynajmniej 5 razy w tygodniu jakąś płytkę odpalić. I w te dwa dni, kiedy ćwiczę sama staram się robić albo filmiki z YT, albo Skalpel II. 
  • Przestałam już ćwiczyć z mamą, która już mi to wypomina i zaczyna się jej samej nudzić, ale póki co nie odpuszcza, więc na razie musi dalej mobilizować się sama.
  • Muszę także codziennie czekać z ćwiczeniami na partnera i myśleć kiedy mu najbardziej pasuje, w jaki dzień ma najwięcej czasu itp. Wcześniej wyciągałam matę w ciągu minuty i już ćwiczyłam.

źródło: www.bodyicoach.pl

Oczywiście nie żałuję tych wspólnych ćwiczeń i uważam to za mój wielki sukces, że zmobilizowałam takiego leniuszka do w miarę regularnych ćwiczeń. Mam nadzieję, że szybko się nie podda i w końcu zobaczymy jakieś efekty. Najbardziej oczekuję zmniejszenia się oponki na brzuchu, która stała się w ostatnim czasie bardzo okazała.


Sama, patrząc na jego zmęczenie po Skalpelu, doszłam do wniosku, że muszę ćwiczyć z nim coraz rzadziej, a częściej wybierać inne programy, które bardziej mnie wymęczą. Już w tym tygodniu trzy razy zrobiłam filmiki z YT, a tylko raz Skalpel i muszę przyznać, że znowu odkryłam nowe mięśnie. Niby trening jest krótszy, ale o wiele bardziej intensywny, na nowo pojawiają się kropelki potu na moim czole.





Zrobiłam sobie nawet małe postanowienie:

Do końca marca wykonam 10 treningów z kanału YT, już zrobiłam 3, więc jeszcze pozostało mi 7 - mam na to 11 dni, więc spokojnie powinnam sprostać temu zadaniu.

Dlaczego 10 treningów z YT? Ponieważ Ewa na którymś z filmików obiecuje, że pierwsze efekty można zobaczyć już po 10 treningach, muszę koniecznie to sprawdzić.

Więcej o programach Ewy z You Tube możecie przeczytać w tym wpisie:

poniedziałek, 18 marca 2013

Gotuj z Sante... Sałatka z kaszą kuskus

żródło: www.sklep.sante.pl
Ostatnio z braku pomysłu na kolacje zaczęłam przyrządzać różne sałatki, surówki i warzywa w każdej postaci. W sklepach robi się coraz bardziej zielono i aż szkoda czasami nie skusić się na zagraniczne, pewnie pryskane warzywa. W sobotę na moim stole gościła sałatka, gdzie głównym składnikiem była kasza kuskus. Dla mnie jest ona idealna w przygotowaniu, zaledwie 5 minut wystarczy, aby napęczniała i była gotowa do jedzenia. 


Zaletą kaszy kuskus są jej walory żywieniowe: łatwość przyswajania przez organizm. Występujące w niej węglowodany są dobrym źródłem energii. Charakteryzuje się bardzo niewielką ilością tłuszczu. Jest źródłem białka i błonnika, niacyny oraz fosforu. Kasza Kuskus jest lekka i sycąca. Polecana do potraw spożywanych podczas upalnych dni. Przygotowuje się z niej sałatki, stosuje jako dodatek do mięs, używa do wzbogacania wypieków kulinarnych. Zastępuje ryż, makaron lub ziemniaki.


Mój przepis na pyszny Kuskus:

150g kaszy Kuskus SANTE
1 średnia cukinia
1 papryka żółta (może być czerwona)
groszek konserwowy lub kukurydza (co kto bardziej lubi)
pół pęczka szczypiorku
natka pietruszki
sól
pieprz
oregano
 
Kaszę zalać wg instrukcji podanej na opakowaniu i pozostawić do napęcznienia. Cukinię i paprykę pokroić w drobną kostkę, podsmażyć przez chwilę na łyżce oleju. Całość posypać solą, pieprzem oraz oregano do smaku. Lekko ostudzić po czym dodać pół puszki groszku konserwowego, szczypiorek i pietruszkę. Wszystko połączyć z Kuskusem, doprawić do smaku.







Dla lepszego efektu wizualnego można sałatkę włożyć do filiżanki, mocno ubić i dopiero wyłożyć na talerz. Na zdjęciu także moje ulubione pomidorki koktajlowe.
Sałatka zniknęła błyskawicznie i smakowała wszystkim domownikom, nawet tym mięsożernym :)


Za każdy kupiony produkt Sante z naklejką można wziąć udział w loterii: LOTERIA SANTE
A wszystkie produkty firmy do zakupienia <TUTAJ>.
Polecam także profil Sante na Facebook-u


piątek, 15 marca 2013

Książka Ewy Chodakowskiej - jeszcze 18 dni do premiery!

Jak doskonale wiecie, Ewa Chodakowska po udanej sprzedaży płyt DVD z ćwiczeniami, postanowiła napisać i wydać książkę, w której przekaże czytelniczkom kolejną dawkę motywacji i ćwiczeń. Trochę zwlekałam z zakupem tej pozycji, ale w końcu wczoraj postanowiłam ją nabyć i czekać na premierę. Przedsprzedaż ruszyła już jakiś czas temu i pewnie wiele z Was już wcześniej zdecydowała się na zakup, ale ja chciałaby mimo wszystko napisać co nieco o samej książce oraz o sposobie jej zakupu.

Jeśli przyjrzymy się dokładnie okładce zauważymy, że tak naprawdę autorów jest dwóch: Ewa Chodakowska oraz jej narzeczony Lefteris Kavoukis (ze słonecznej Grecji). Fotografie wykonała Olivia Konicka (przynajmniej gdzieś na fun page'u Ewy mignęła mi taka informacja).

Wstęp do książki napisała Marzena Rogalska, prowadząca program Pytanie na Śniadanie na antenie TVP2.


Kilka faktów:
  • przedsprzedaż ruszyła w Dzień Kobiet - 8 marca
  • książka dostępna będzie w salonach Empik w całej Polsce od 3 kwietnia 
  • cena w przedsprzedaży to 33,99 plus 5zł (koszt przesyłki), cena regularna to 39zł
  • tytuł: "Zmień swoje życie z Ewą Chodakowską" (niezwykle lotny :) 
  • Patroni medialni: TVP2, SHAPE, COSMOPOLITAN, JOY, MILIONKOBIET.PL

Ewa pisała kiedyś, że książka będzie bardziej albumem - poradnikiem, miały być w niej także umieszczone zdjęcia metamorfoz czytelniczek, ale teraz jak czytam opis książki to nigdzie nie ma wzmianki na ten temat, więc sądzę że pomysł ten nie wypalił.



Oficjalny opis książki:

Książka zawiera kompleksowy program miesięcznej metamorfozy z podziałem na poszczególne dni: 30 dni, 30 treningów po 30 minut, 30 jadłospisów. Znajdziemy w niej motywację na każdy dzień, praktyczne porady dietetyczne i wskazówki treningowe oraz zdjęcia trenerki prezentującej ćwiczenia wraz ze szczegółowym opisem. Książka wydana będzie w poręcznym formacie, na pięknym papierze, opatrzona zostanie licznymi fotografiami, przewidziano w niej także miejsce na notatki Czytelniczek
z każdego zrealizowanego dnia programu. Publikacja ta pozwoli każdemu wypróbować i stosować metodę Ewy Chodakowskiej na co dzień oraz zmieniać pozytywnie swoje życie, zgodnie z ideą autorki: „Piękne ciało to stan umysłu".
Do współtworzenia książki Ewa zaprosiła swojego partnera życiowego Lefterisa Kavoukis, jednego
z najbardziej znanych i cenionych trenerów personalnych w Grecji.



Długo zastanawiałam się czy w ogóle zdecydować się na zakup książki, ale stwierdziłam że nie mogę być jednak ignorantką i pozycję tą muszę znać, chociażby dlatego, że dzięki Ewie zaczęłam ćwiczyć i coś w sobie zmieniać. Co prawda papierowa wersja ćwiczeń nigdy mnie nie przekona, żyjemy w czasach Internetu, You Tube, DVD i multimediów i jeśli tylko mogę ułatwić sobie życie, to po prostu to robię i wolę ćwiczyć przy pomocy filmików. Ciekawi mnie jednak bardzo dieta oraz przepisy, które zaproponuje Ewa, kto wie może nawet zastosuje te wskazówki przez te magiczne 30 dni. Poza tym bardzo lubię czytać książki związane z fitnessem, zdrowym odżywianiem i przekładać pachnące jeszcze drukarnią kartki.



 

Książkę można zamówić na stronie http://www.ewachodakowskapisze.pl/
Opis książki oraz zdjęcia wykorzystane w poście również pochodzą ze strony http://www.ewachodakowskapisze.pl/


JAK TYLKO DOSTANĘ SWÓJ EGZEMPLARZ I GO PRZECZYTAM/PRZEJRZĘ TO POJAWI SIĘ NA BLOGU OBSZERNA RECENZJA ZE ZDJĘCIAMI.

czwartek, 14 marca 2013

Zdjęcie przerobione w programie Haftix

Dawno nie było wpisu związanego z haftem, bo ostatnio ogólnie mało szyję i brak mi czasu na wszystko. Trochę też mi się po prostu nie chce, już tak mam, że albo szyję co wieczór, albo przez kilka tygodni wcale. Jednak nie mam z tego powodu dużych wyrzutów sumienia, w końcu haftowanie to hobby a nie obowiązek. Więc jak tylko wróci mi chęć i ochota to zacznę bardziej przykładać się do Małej Skrzypaczki. A póki co wygrzebałam dzisiaj przez przypadek kilka zdjęć obrazu zrobionego już jakiś czas temu, jednak moich gości i domowników zachwyca on nadal tak samo mocno.




Oto mój kotek RUDZIK, wyhaftowany na kanwie 54oczka/10 cm, muliną DMC (około 70 kolorów), wielkość to 50x70cm. Obraz to zdjęcie przerobione w programie HAFTIX i jak widać kotek wyszedł zadowalająco. Sam program jest bardzo intuicyjny (to mój pierwszy haft własnoręcznie przerobiony), jest w całości po Polsku, można się pobawić dodatkowymi opcjami, tak żeby efekt był jak najbardziej zbliżony do oryginału. Ja mogłam także liczyć na fachowe oko i pomoc twórcy programu pana Grzegorza. Wiadomo, że wszystko zależy od jakości zdjęcia, moje było robione lustrzanką, więc parametry miało bardzo profesjonalne, jednak nie mogłam za bardzo zmienić tła. Bardzo trudno jest fotografować zwierzęta i nie zawsze mój kot dał się przyłapać w tak ładnej pozie, w pełnej okazałości. Uznałam, że w tym przypadku tło to rzecz drugorzędna i tak oto wyszło co wyszło.

A żeby ukazać podobieństwo do oryginału udało mi się, przed powieszeniem obrazu, zrobić jeszcze takie fotki.



























Modelowi autoportret chyba bardzo przypadł do gustu, bo jak widać nie wstydził się koło niego pozować.

Program do przeróbki zdjęć na krzyżyki to świetny pomysł, dzięki niemu powstają niepowtarzalne obrazu, możemy upamiętnić szczególne chwile i mamy pewność, że u nikogo nigdy nie zawiśnie nic podobnego. No chyba że udostępnimy sami zdjęcie lub wzór. Haftix kosztuje 28zł i instaluje się go na danym komputerze, można korzystać bez limitów i przerabiać zdjęcia bez ograniczeń. Myślę, że to dobra inwestycja, tym bardziej że jeśli ja poradziłam sobie z przerobieniem zdjęcia, to każdy nie powinien mieć kłopotów. A efekt widać gołym okiem.

Pozdrawiam

wtorek, 12 marca 2013

Gotowe owsianki? Czy zdrowe?

Pewnie nie tylko ja natknęłam się w ostatnim czasie na wielu blogach, facebook-u i stronach internetowych na kampanię Nesvity, promującą zdrowe śniadania przy pomocy ich błyskawicznych owsianek. Pewnie nie tylko ja zauważyłam na marketowych półkach owsiankę Activia, która kusi kolorowym opakowaniem i hasłem: Zacznij dzień w dobrym rytmie.               I pewnie nie tylko ja wolę jednak tradycyjną owsiankę na mleku lub wodzie, przygotowaną swoim sposobem.


Może najpierw nieco faktów o owsiankach Nesvity.

źródło: www.nesvita.pl

















Jak widać w składzie bardzo wiele w niej cukru, bo aż 11,1g na porcje, stąd też w tak małej ilości proszku aż 186kcal. Niestety wielkość - objętość owsianki po przygotowaniu też nie poraża, ja bynajmniej nie najadłam się nią na śniadanie, ewentualnie mogłaby zastąpić mi przekąskę, bo mieści się w moich 200 kaloriach, które zazwyczaj staram się zjadać na drugie śniadanie. Jednak po co mam jeść chemiczną mieszankę pełną cukru?  
Dodatkowo w składzie znajdziemy mleko w proszku (czyli cholesterol), sól (czyli polepszacz smaku), aromaty (też nic dobrego), suszone jabłko (to już nieco lepiej) i oczywiście płatki owsiane 68%.
Moje pytanie brzmi: Czy nie lepiej zrobić sobie domową owsiankę, wkroić trochę owoców albo jeszcze szybciej dorzucić suszone, orzechy, miód i mieć pyszne, pełnowartościowe śniadanie? Czemu firmy wciąż zalewają Nas nowościami, które wcale nie są zdrowe, a tylko zapychają?

Oczywiście i ja kilka razy jadłam Nesvitę, nawet ostatnio wygrałam na jednym z blogów miseczkę i chyba 3 opakowania owsianki, jednak ponownie przeczytałam skład i znowu stwierdziłam, że oprócz nowych opakowań nic się nie zmieniło. Jedyne co mnie cieszy to nowa miseczka, która przyda mi się do mojej "normalnej" owsianki. Pewnie jest to dobra opcja do tych z Was, którzy często podróżują, bo niby lepiej zjeść Nesvitę niż hot-doga itp. ale zanim sięgnięcie po takie gotowe torebki "na już" lepiej zastanowić się dwa razy. 

Znalazłam też bardzo fajny przepis, na owsiankę którą można przygotować wieczorem (nawet w słoiku), a rano jest gotowa do zjedzenia lub zabrania do pracy. 



źródło: www.activia.pl
Jadłam też ostatnio owsiankę od Activii, którą mama kupiła jako "nowość" do testów. Skład również nie zachwyca, mało płatków owsianych za to dużo sztucznych dodatków, cukru i zagęstników. No bo jeśli coś nie jest gęste od płatków, to trzeba to jakoś inaczej doprowadzić do pożądanej konsystencji.
Smakowała trochę jak tradycyjny jogurt ze zbożami, jednak była strasznie słodka. Dla mnie zdecydowanie za słodka, więc już pomijając skład, wiedziałam, że jest w niej dużo cukru. Dodali trochę jabłka, cynamonu, no ale te składniki można samemu wkroić sobie do tradycyjnej owsianki i to w ilości jaka nam odpowiada. 




Wniosek nasuwa się sam: Jak zwykle to co domowe, własnoręcznie zrobione jest o wiele lepsze od kupnego - niby zdrowego. Fakt, że trzeba poświęcić rano te 10 minut na przygotowanie śniadania, no ale to chyba jeszcze nie tragedia. Tym bardziej, że do swojej owsianki dodajemy takie składniki jakie chcemy i w takich ilościach, które nam najbardziej smakują. Wiadomo, że okazjonalnie zjedzenie czegoś "kupnego" nie zrujnuje naszej diety i zasady zdrowego odżywiania, ale ja jeśli tylko mogę to unikam tego typu produktów. Choć producenci kuszą...

poniedziałek, 11 marca 2013

Weekend biegowo - kościelny

Ufff w końcu skończył się weekend i wreszcie mam czas, żeby coś nowego napisać i podzielić się z Wami nowymi doświadczeniami w dziedzinie sportu. Ale może zacznę od tego, że zostałam mianowana chrzestną i praktycznie od piątku biegałam za różnymi sprawami związanymi z chrztem.


W piątek trzeba było pójść na spotkanko z Księdzem i małą pogadankę, w sobotę była główna ceremonia, a w niedzielę obiad i imprezka. Jakoś to strasznie długo trwało, no ale już jesteśmy po, a mała Lenka nawet nie płakała w Kościele :)






W sobotę rano nastąpiła również inna, niezwykła rzecz, poszłam na stadion, aby dołączyć do grupy biegowej i wyruszyć na swój pierwszy bieg. Pomysł lekko szalony, bo po pierwsze nigdy nie biegałam (oprócz małego incydentu kiedyś na bieżni), po drugie jeszcze dzień wcześniej nie miałam zamiaru nigdzie iść, a po trzecie było bardzo zimno. Ot obudziłam się z taką myślą, że to chyba dzisiaj ma być jakieś spotkanie dla chętnych do biegania i nie myśląc długo, ubrałam się i poszłam.

Nawet była lokalna telewizja i pokazała moje nieudolne zmagania i charakter spotkań. Mniej więcej w 11 minucie :)


Dystans mógł mieć około 6km i przebiegał przez miasto, trochę chodnikami, trochę leśnymi ścieżkami i choć ukończyłam bieg, to miałam straszne kłopoty z oddychaniem. Nie wiedziałam, że tak trudno złapać odpowiedni rytm oddechowy w trakcie biegu. O ile nogi nie odmówiły mi posłuszeństwa i w miarę dobrze się sprawowały, to płuca myślałam, że wypluję. Do dzisiaj mam chrypkę i lekki ból gardła oraz coś, czego nie mogę za nic odkaszlnąć. 

Biegliśmy grupą, której jeszcze do końca nie znam, ale byli to młodzi, wysportowani, częściowo po AWF-ie ludzie, za którymi ciężko mi było nadążyć, a oni nazywali ten bieg spokojnym. Uświadomiłam sobie jak słaba jest jeszcze moja kondycja, mimo 4 miesięcy treningów z płytami Ewy Chodakowskiej. Mam jeszcze zakwasy na nogach i to w bardzo dziwnych miejscach. Kilka razy bieg zamieniłam na marszobieg lub szybki marsz, ale i tak jestem z siebie dumna, że dobiegłam do końca, mimo iż nigdy nie biegałam. Jeśli tylko w tą sobotę będzie cieplej, a moje gardło jakoś się doleczy, to na pewno znowu stawię się na stadionie i tym razem z siostrą :)

Kto wie może kupię sobie moje wymarzone buty...

źródło: www.forpro.pl





Nike Flyknik Lunar 1, cena około 600zł, ale musicie przyznać, że są nieziemskie :) Akurat mi najbardziej podoba się kolor, którego nie widziałam jeszcze w żadnym sklepie w Polsce, czyli szare lub stalowe z różowymi sznurówkami - boskie.
Tylko muszę zadać sobie podstawowe pytanie: Czy na poważnie będę biegać i czy warto w ten sport inwestować, bo nie ukrywam, że jednak moją miłością jest rower :)

piątek, 8 marca 2013

Gotuj z Sante, czyli ciasteczka muesli

Chciałabym dzisiaj oficjalnie, w ramach współpracy z firmą SANTE, stworzyć nowy cykl wpisów na blogu - GOTUJ Z SANTE.
Będę w nim przygotowywać pyszne dania, desery, sałatki z wykorzystaniem produktów Sante, tak aby były zdrowe, pożywne i pełnowartościowe. 

Dzisiaj przepisem dnia będą CIASTECZKA MUESLI

1. Składniki




















Do wykonania około 35 sztuk ciasteczek potrzebujemy:

180g roztopionego masła lub dobrej margaryny;
szklanka mąki pełnoziarnistej;
2 łyżeczki proszku do pieczenia
0,5 szkl. cukru trzcinowego;
2 jajka;
0,5 łyżeczki sody
1 szkl. płatków muesli Sante;
1 szkl. płatków owsianych;
0,5 szkl. rozdrobnionych migdałów;
0,5 szkl. ziaren słonecznika;
0,5 szkl. rodzynek lub suszonej żurawiny
łyżeczka miodu

Jak widzicie bardzo wiele zdrowych składników

2. Wykonanie
Jajka lekko roztrzepujemy w misce, po czym dolewamy roztopione, ale już przestudzone masło i wsypujemy wszystkie pozostałe składniki. Mieszamy całość, najlepiej ręką i wyrabiamy ciasto, tak żeby miało zwartą konsystencję. Najlepiej ulepić sobie wielką kulkę, z której po kawałku będziemy odrywać małe kuleczki, potem wystarczy wyłożyć blachę papierem do pieczenia, lekko przypłaszczyć kuleczki i układać jedną obok drugiej.

Piec w nagrzanym do 160 stopni piekarniku, przez 20-25 minut. Najlepiej jedno ciasteczko nakłuć i sprawdzić czy wszystko jest idealnie kruche.


Ciasteczka zniknęły bardzo szybko, całej rodzinie smakowały, a ja nie miałam wyrzutów sumienia, że piekę im słodkości. Na pewno jest to super alternatywa dla sklepowych ciastek, w których tak naprawdę nie wiadomo co jest. Całość robi się błyskawicznie, nie wymagają wielkich zdolności kulinarnych. Dodatkowo są świeże przez długi czas. Ja swoje zamknęłam w plastikowym pudełku i podjadam codziennie, po kilku dniach nadal są chrupiące i pyszne. Polecam

Za każdy kupiony produkt Sante z naklejką można wziąć udział w loterii: LOTERIA SANTE
A wszystkie produkty firmy do zakupienia <TUTAJ>.
Polecam także profil Sante na Facebook-u
 

wtorek, 5 marca 2013

4 miesiące ćwiczeń z Ewą Chodakowską

Nawet nie wiem kiedy, ale znowu minął kolejny miesiąc i znowu nadszedł czas podsumowań. Jak zwykle ważyłam się, mierzyłam i robiłam zdjęcia pełna obaw i bez wiary w siebie, że coś drgnęło i ubyło. Jednak centymetr okazał się łaskawy i pokazał kilka centymetrów mniej, z czego bardzo się cieszę, bo jak zwykle podjadałam słodycze, do tego miałam firmowy wyjazd kilkudniowy, obfitujący w tłuste jedzenie i dużą ilość alkoholu. 

1. ZDJĘCIA
Tym razem nie wyszły najlepiej, bo musiałam skorzystać z pomocy innego fotografa (mamy), która niezbyt umie robić zdjęcia i jakoś tak przekrzywiła aparat, że stoję jakby pochylona na jedną stronę. Natomiast przy zdjęciu brzucha miałam piękne słońce za plecami i też trochę się za mocno odbiło w aparacie. 
No ale do rzeczy...






















Nie jestem pewna czy zobaczycie jakieś zmiany, bo tyłem stoję trochę dalej niż zwykle (a w sumie to mój fotograf odsunął się za daleko), no ale nic już z tym nie zrobię, bo rano miałam strasznie mało czasu przed pracą i musiałam zważyć się, zmierzyć i zrobić zdjęcia dosłownie w 5 minut.
Wydaje mi się, że największą różnicę widać przy zdjęciach bokiem, brzuch mi się lekko spłaszczył. Zaznaczę również, że niemal całkowicie pozbyłam się mojego uporczywego cellulitu. I to tylko dzięki ćwiczeniom. A już miałam zamiar kupić tabletki CelluOff, na szczęście jakoś się wstrzymałam, a teraz widzę że wcale nie były mi potrzebne. Drogie dziewczyny, tylko ruch, ruch i jeszcze raz ruch i po cellulicie nie będzie prawie śladu.

2. WYMIARY
Czyli to, co dla mnie jest najważniejsze.
W poprzednim miesiącu pisałyście mi, że chyba się trochę źle mierze, bo zdjęcia pokazują znaczną różnicę, a w centymetrach nie ma odzwierciedlenia. Spadało mi albo po centymetrze, albo w ogóle. Od razu mówię, że pewnie miałyście rację, mi samej wydawało się, że zawsze centymetr jakoś lądował w innym miejscu na brzuchu, biodrach itp. Tym razem przyłożyłam się do pomiarów, ale nadal nie gubię za wiele centymetrów, więc pewnie poprzednio tez mierzyłam się w miarę dobrze.
W tym miesiącu największy postęp jest w brzuchu, na wysokości pępka, bo -2cm, oczywiście reszta też pospadała. Waga o 0,5kg wzrosła, ale tym się nie przejmuję wcale.

Data 08.11.12 05.12.12 05.01.13 05.02.13 05.03.13
brzuch(pepek) 85cm 82cm 82cm 81cm 79cm
biodra 102cm 101cm 100cm 99cm 99cm
udo 56cm 55cm 55cm 55cm 54cm
biust 96cm 93cm 93cm 93cm 92cm
pod biustem 86cm 84cm 83cm 83cm 82cm
ręka 27cm 27cm 27cm 27cm 27cm
łydka 38cm 37,5cm 37cm 37cm 37cm












Waga 66kg 65kg 64,4kg 64kg 64,5kg

Muszę się pochwalić, że pierwszy raz mam w brzuchu poniżej 80cm, dokładnie 79cm i jestem z tego strasznie dumna. Gdzieś nawet czytałam, że jak kobieta ma w okolicy pępka mniej niż 80cm, to jest okazem zdrowia i nie grożą jej choroby związane z otyłością brzuszną. Muszę jeszcze o tym poczytać i rozwinąć temat w następnym wpisie...

3. ĆWICZENIA
Nadal ćwiczę tylko treningi z płyt Ewy Chodakowskiej, nadal tak samo intensywnie jak na początku i nadal nie opuszcza mnie zapał. To niesamowite, nigdy wcześniej nie wytrwałam tak długo w swoim postanowieniu i nigdy wcześniej nie ćwiczyłam tak regularnie i przez tyle miesięcy bez większych przerw. 
Póki co staram się urozmaicać mojego ulubieńca - Skalpela o inne treningi Ewy, ale nadal on jest na pierwszym miejscu. W tym miesiącu czasami rezygnowałam w płyt Ewy na rzecz innych sportów, byłam na łyżwach (i stłukłam kolano), na basenie. Niestety miałam też dość bolesną kontuzję pleców, korzonków i musiałam bardziej uważać, dlatego najczęściej robiłam Skalpel i to często też z wielkim trudem. Jak już kontuzje trochę przeszły to zaczęłam trenować Skalpel II i jakoś tak kolejny miesiąc zleciał.



14 tydzień
04.02(pół), 05.02, 06.02
15 tydzień
11.02, 12.02(1,5h basen+3filmikiYT) ,13.02,14.02, 15.02
16 tydzień
18.02(pół), 20.02. 21.02, 22.02 – łyżwy 1h, 24.02
17 tydzień
26.02, 27.02, 28.02, 01.03, 02.03, 04.03+pół killera

Kolory oznaczają:
zielony - SKALPEL
czerwony - DUETY
niebieski - SKALPEL II   

Czyli w tym miesiącu było: 12,5 Skalpeli; 3 Skalpele II, 1 Trening z Gwiazdami, 1 filmiki z You Tube, 0,5 Killera oraz łyżwy i basen. 
Uważam, że całkiem przyzwoicie, tym bardziej, że musiałam oszczędzać plecy i kolano.  

Mam nadzieję, że dojrzycie choć malutkie zmiany i zmotywujecie mnie do dalszej walki, chociaż już chyba nie potrafiłabym zrezygnować z tych ćwiczeń i żyć jak kiedyś. Każdy komentarz mnie motywuje i dodaje skrzydeł. Zapraszam także do przyłączenia się do funpage'a na facebook-u, gdzie można na bieżąco śledzić rozwój bloga. 
 
  Pozdrawiam